czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 39 :)

*Robert.


Tak wiem jestem idiotą, kretynem, chujem, najgorszym ścierwem.... Do teraz nie mogę uwierzyć, że skrzywdziłem moją miłość, najpiękniejszą kobietę jaką w życiu spotkałem. Od kilku tygodni próbuję się z Nią bezskutecznie skontaktować. Cały czas myślę co robi, jak znosi ciążę, gdzie jest. Odkąd wyszła moim najlepszym kompanem jest wódka. Nie chodzę na treningi - nie mam takiej motywacji jak kiedyś. Zastanawiam się czy nie lepiej ze sobą skończyć - Jej będzie wszystko jedno, bo i tak nie wróci. Kolejny kieliszek przywołuje piękne i magiczne wspomnienie

Wracałem właśnie do domu gdy na przejściu dla pieszych wpadłem w uroczą szatynkę. Była wściekła, bo zalałem Ją kawą.
-To była nowa bluzka! Jak ją dopiorę idioto?!
-Chodź znajdziemy rozwiązanie - złapałem Ją za rękę i pociągnąłem na chodnik - Mogę Ci odkupić -zaproponowałem patrząc we wściekłe oczy.
-Nie chcę. Jakoś dam sobie radę.
-To może w ramach rekompensaty dasz się zaprosić na ciastko i herbatę?
-Okej - zaśmiała się melodyjnie i podała mi swój numer. Chciała odejść, ale zatrzymałem Ją pytaniem
-Jak masz na imię?
-Klaudia - odwróciła się, a zaraz potem zniknęła za rogiem. Tak zaczęła się Nasza przyjaźń, która przerodziła się w miłość. Tylko czy wszystkie starania o idealny związek i marzenia o wspólnym życiu miały sens?

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk smsa. Drżącą ręką sięgam po komórkę i czytam
I jak się czujesz bez Niej? Twój 'idealny' związek legł w gruzach, bo uwierzyłeś w brednie z brukowca. Wiesz, że teraz możemy być razem? Przemyśl to. Anna.
-Po moim trupie! - krzyczę  i rzucam telefonem o najbliższą ścianę. Patrzę jak się rozsypuje - zupełnie jak moje życie. Przystawiam do ust butelkę i szybko opróżniam jej zawartość. Słyszę dzwonek do drzwi. Chwiejnym krokiem ruszam w ich kierunku. Otwieram, a moim oczom ukazują się Mario, Łukasz, Kuba, Nuri oraz Auba.
-Co? Nie widzieliście obrazu nędzy i rozpaczy? Oto stoi przed Wami! - rozkładam szeroko ramiona i śmieję się jak opętany. Chłopaki patrzą po sobie, wchodzą i przekręcają klucz. Kuba ciągnie mnie pod prysznic i razem ze mną wchodzi do kabiny. Puszcza zimną wodę - zszokowany zaczynam się wydzierać. Żeby tylko sąsiedzi nie usłyszeli. Po kilku minutach Błaszczykowski daje mi czyste ubranie, a sam opuszcza pomieszczenie. Wycieram się, narzucam ciuchy i idę na dół. Rozglądam się po salonie - lśni czystością, nawet alkoholem już nie śmierdzi.
-Przepraszam - spoglądam na przyjaciół.
-Za to, że tak bardzo Ją kochasz? Nie można przepraszać za miłość. -stwierdza Sahin.
-Za moje zachowanie. To wszystko moja wina.
-Masz okazję żeby to naprawić - znienacka rzuca Mario.
-Nie rozumiem.
-Jedziemy do Wrocławia na tydzień. Dostałem sms z telefonu Twojej dziewczyny, ale pisała go Martyna. Klaudia płacze i tęskni. Za godzinę ja i Łukasz wpadniemy po Ciebie - tłumaczy kapitan polskiej reprezentacji i wszyscy wychodzą z mojego domostwa. Szybko spakowałem kilka rzeczy i poskładałem telefon. Dokładnie za 60 minut chłopaki trąbią obwieszczając tym swoją obecność. Zakluczyłem dom i wsiadłem do auta.
-Tylko tym razem się postaraj żeby z nami wróciła - Piszczek odwraca się do mnie.
-Jeżeli będzie chciała ze mną rozmawiać.
-Słuchaj my mamy pewien pomysł... - Kuba opowiada wszystko co wymyślili.
-Jest bardzo dopracowany tylko czy zadziała?
-Już mu się o to postaramy. Prześpij się trochę.
-Dobra i dzięki panowie.
-Później podziękujesz.

*Klaudia.

Miałam przeczucie, że dziś albo jutro coś się wydarzy. Może Robert przyjedzie mnie przeprosić? Wiedziałam, że po prawie miesiącu jest to raczej niemożliwe, ale może jednak? Codziennie łapę się na tym,  że oglądając mecz szukam Go na boisku, oglądam zdjęcia. Na oficjalnych profilach wciąż pojawiają się posty o naszym rozstaniu. Nie prostuję, nie wyjaśniam, On zresztą też. Nadal mi zależy, ale nie wyciągnę pierwsza ręki. Dzięki temu chłopakowi uwierzyłam w miłość - bezgraniczną, prawdziwą, aż po grób. Żyję dla Niego, przez Niego i dzięki Niemu. Gdyby się zjawił, znając moje dobre serce na pewno bym Mu wybaczyła chociaż wczoraj nie byłam tego taka pewna. Tak, to jest miłość i mimo tego co powiedział kocham Go tak samo. Brakuje mi jego roztargnienia, tak jak wtedy podczas pierwszego spotkania na pasach. Przez przypadek zmienił moje życie.

*Robert.

'Przez przypadek zmienił moje życie..' - słyszę w głowie czyjąś myśl. Przed chwilą śniła mi się Klaudia - piękna jak zawsze, ale tym razem płakała. Obrazek rozrywał moje serce jednak nic nie mogłem zrobić. Dzieliła nas gruba szyba
 Może to Jej myśl?
-Za 15 minut będziemy na miejscu.
-Okej - rzucam spokojnie ,ale moje ręce powoli zaczynają drżeć. Kwadrans później stoimy w recepcji i odbieramy klucze do pokoi. Łukasz i Kuba mają wspólny, a ja osobny.
-Od jutra wdrażamy plan w życie. Wyprasuj garniak Robercik! - słyszę głos Piszczka. Chwilę później wchodzę do pokoju i pierwsze co rzuca mi się w oczy to łoże małżeńskie stojące w samym jego centrum.
-O wszystkim pomyśleli - mówię sam do siebie i siadam na wygodnym materacu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak myślicie wrócą do siebie? :)

5 KOMENTARZY=NOWY POST! ^^

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 38 :)

Tracimy czas wkręceni w miłość jak w dobry żart..

-Kochanie usiądź i na spokojnie opowiedz co się stało - Iwona zabrała mi walizkę i zaprosiła do salonu.
-Bo... On... Znaczy Robert powiedział, że to nie Jego dziecko - łkałam.
-A czyje? - podała mi kubek z gorącą herbatą i otuliła kocem.
-Marco.
-Wiesz czasami w emocjach mówimy niepotrzebne słowa.
-Tylko On dobrze wie, że to Jego córka.
-Uspokój się, musisz dbać o maluszka i ograniczyć stres chociaż przez mojego nieodpowiedzialnego syna jest to niemożliwe. Idź się ogarnij a ja przygotuję Ci sypialnię - pomogła mi wstać i razem poszłyśmy na górę. Chwilę później, zamknięta w łazience, zmyłam makijaż i rozebrałam się. Napuściłam wody do wanny i dość szybko się umyłam. Po wysuszeniu ciała wsmarowałam w nie kokosowy balsam i ubrałam luźniejsze ciuchy. Rozwiesiłam ręczniki i  wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Mama była w pokoju naprzeciwko. Powiadomiłam Ją, że jeśli wszystko dobrze pójdzie  pojutrze wracam do Wrocławia. Nie protestowała - sama była wściekła na napastnika polskiej reprezentacji. Usiadła jeszcze na chwilę i pożyczyła mi dobrej nocy opuszczając pokój. Położyłam się na łóżku oczekując odpowiedzi od Martyny Szewczyk, która wynajmowała moje mieszkanie. Słysząc dźwięk smsa podniosłam się opierając cały ciężar na łokciu i odczytałam
I co jesteś zadowolona z takiego obrotu spraw? Będziesz samotną matką suko!
Nadawcą był nie kto inny jak Anka. Ze złości aż pociemniało mi przed oczami, a w brzuchu poczułam dziwny ucisk. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wszystko ustąpiło. Za jakąś chwilę dostałam oczekiwany sms i mogłam zamówić bilet. Wybrałam najbliższy termin, czyli jutro o 14. Wiem, że podróż autobusem w zaawansowanej ciąży to co najmniej szaleństwo, ale nie mogę zostać w miejscu gdzie wszystko i wszyscy kojarzą mi się z Nim. Otarłam ostatnią samotną łzę i położyłam się wygodnie. Po chwili zasnęłam.

*Next day*

-Dzień dobry! - punkt 9 zjawiłam się w kuchni gdzie Mama robiła śniadanie. Ucałowam Ją w policzek i zapytałam - Może pomóc?
-Nie Skarbie, usiądź. Już podaję - wedle życzenia zajęłam swoje miejsce i już po chwili  miałam przed sobą talerz z jajecznicą ze szczypiorkiem. - Smacznego.
-Dziękuję i nawzajem - uśmiechnęłam się. Skonsumowałyśmy posiłek w ciszy. Posprzątałam ze stołu i już miałam iść spakować rzeczy, gdy kobieta mnie zatrzymała
-Kiedy wracasz do Wrocławia?
-Dziś o 14 mam autobus.
-Zawieźć Cię na dworzec?
-Jeśli to nie problem.
-I tak jadę na zakupi i do Centrum to Cię podrzucę.
-Dziękuję.... Mamo - zawahałam się co do ostatniego słowa.
-Mów do mnie mamo zawsze i wszędzie. Tylko Ty jesteś godna miana mojej synowej - rozwiała wątpliwości.
-Oczywiście - przytuliłam Ją i ruszyłam na górę. Na spokojnie naszykowałam ubranie i spakowała, porozrzucane rzeczy tak żeby o niczym nie zapomnieć.

Po obiedzie przyszedł czas na wyjazd. Jakoś zniosłam walizkę na dół, założyłam kardigan oraz wiosenne botki i byłam gotowa. Chwilę później siedziałyśmy w samochodzie. Bez słowa dotarłyśmy na dworzec gdzie kupiłam bilet i udałam się na odpowiedni peron. Przed autobusem uściskałam Mamę. Obiecałam, że nie będę utrudniać kontaktów z wnuczką i będę do Niej dzwonić. Wsiadłam do pojazdu. Od teraz zmierzam ku nowemu - mam nadzieję lepszemu życiu.

*Kilka tygodni później (początek czerwca 2014).

Zaklimatyzowanie w moim domu nie zajęło mi sporo czasu. Martyna nadal tu mieszka i stara się pomagać na każdym kroku. Od dziś do terminu porodu zostało 20 dni. Robert codziennie dzwoni, pisze, szuka każdego sposobu w jaki można się ze mną skontaktować. Jestem nieugięta. Teraz tak łatwo Mu nie pójdzie. Nadal nie wiem jak On mógł to powiedzieć. Jego 'tylko Ciebie kochałem, kocham i będę kochać', 'na zawsze razem' czy wreszcie 'nie jestem tak pewny jak pierwszego dnia' ciągle mam w głowie. Cokolwiek robię widzę Jego boski uśmiech, dołeczki w policzkach, niebieskie oczy. Czy Go kocham?- TAK. Jednak będę z tym walczyć...
-Znowu o Nim myślisz? - z potoku zdań i obrazów przewijających się przez moją głowę wyrwała mnie współlokatorka.
-Nie.
-Ja swoje wiem. Nie lepiej żebyś dała Mu szansę?
-Trzecią? To kompletny bezsens. - pokręciłam głowę i weszłam do pralni.
-Mówią, że do trzech razy sztuka.
-Dobra nie ma sekundy żebym o Nim nie myślała, ale szansy nie dostanie. Limit się wyczerpał. Masz coś jasnego do prania? - zmieniłam temat.
-Poczekaj sprawdzę.
-Okej  wsadziłam do bębna pralki to, co było w koszu, wlałam płyn do prania i płukania.
-Tylko to - podała mi bluzkę i spodenki.
-Spoko - dołożyłam wymienione rzeczy i włączyłam 90 minutowy cykl.
-Herbaty? - panna Szewczyk zaproponowała jeden z napoi, które pochłaniałam litrami.
-Soku pomarańczowego - wyszłam na balkon złapać trochę słoneczka. Piękna była pogoda jak na maj - 25 stopni i lekki wiaterek. Zajęłam miejsce w jednym z foteli i patrzyłam na drogę, na której kręciło się mnóstwo ludzi - pan z psem, kobieta z zakupami, mężczyzna rozmawiający przez telefon, mały chłopczyk z mamą i wreszcie zakochana para. Odwróciłam wzrok. Po co mam patrzeć na coś co jest niedostępne dla mnie. Objęłam brzuch dłońmi i zaczęłam płakać. Dlaczego jak wszystko było tak piękne i ślub za pasem to musiał uwierzyć w te brednie z brukowca i tak po prostu poukładane życie rozsypało się w proch.
-Już dobrze - poczułam, że dziewczyna mnie przytula - Nie myśl o Nim.  Musisz być silna dla Małej - szeptała.
-Nie dam rady. Ja Go za bardzo kocham.
-To do Niego wróć - spojrzałam w Jej oczy. Nie widziałam w nich obojętności tylko współczucie, ale Ona nigdy mnie do końca nie zrozumie. Jej nikt nie skrzywdził, nie zabrał tego o co walczyła, nie złamał serca na miliony kawałeczków, nie oszukał - jest po drugiej stronie muru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

5 KOMENTARZY=NOWY POST! :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 37 :)

*Następnego dnia.

Wstałam o 6 rano - przez całą ciążę tak wstaje. Lekarz mówi, że to niedobrze, ale jak nie mogę spać to przecież nic na siłę. Ubrałam się i zeszłam na dół. Zjadłam pożywne śniadanie i ze szklanką soku usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor i na polskich kanałach leciał program śniadaniowy Kawa czy herbata. Patrzyłam właśnie na wytapetowaną modelkę w dość prześwitującej kreacji kiedy poczułam zimne dłonie na swoich policzkach.
-Witam Kochanie - pocałował moją szyję.
-Cześć misiek - odchyliłam głowę - Śniadanie na stole.
-Mówiłem żebyś się nie przemęczała - pokręcił głową i zniknął w kuchni.
-To nic takiego. - zapewniłam Go.
-Wiem, ale wolałbym....
-Wolałbyś gdybym się nie ruszała.
-Tak. Dziewczyny po Ciebie zaraz przyjadą. Pisały do mnie, że pomogą Ci wybrać suknię także się szykuj - cmoknął mnie w policzek i podał rękę. Udałam się do garderoby i znalazłam taki zestaw.  
Zeszłam do salonu i ujrzałam na kanapie Riri, Lisę, Agatę, Ewę oraz Cathy.
-Cześć piękna - przywitały się.
-Hej. Poczekacie chwilę? Jeszcze z Robertem zamienię słówko.
-Okej.
-Skarbie jeśli nie kupię tej sukni to obiecaj, że się nie zdenerwujesz - spojrzałam Mu w oczy.
-Obiecuję - pocałował mnie przez krótką chwilę.
-Hmmm hmmm - usłyszeliśmy chrząknięcie - Już?
-Tak - odkleiłam się od Niego i ruszyłam za dziewczynami. Chwilę później zmierzałyśmy w stronę salonu sukien ślubnych.

-Dzień dobry. Która z Pań poszukuje kreacji? - przywitała Nas przemiła Pani.
-Ja - z przyzwyczajenia pomachałam do Niej.
-Zapraszam do tego skrzydła budynku - wskazała odpowiednie miejsce - proszę wołać w razie problemów -Dziękujemy. To co może Wy mi coś wybierzecie? - usiadłam w jednym z foteli.
-Co powiesz na tą? - Agata przegrzebała większość sukni i wyciągnęła dosyć skromną, ale śliczną.
-Idę przymierzyć! - zdecydowanie wzięłam rzecz i ruszyłam do przebieralni. Założyłam ciuch i wyszłam prezentując się przyjaciółkom.
-Oooooooo kurczę! Bajka! - wydusiła Cathy.
-Laska jak księżniczka wyglądasz!
-Dajcie spokój jak taki grubas może jak księżniczka wyglądać? Ważę kilka ton,a  w dzień ślubu będę jeszcze cięższa.
-Nie przesadzaj. Najpierw masa potem rzeźba! - zażartowała Lisa.
-Hahahaha patrzcie jakie mam mięśnie! - zademonstrowałam im biceps.
-Koniec tego cyrku. Bierzemy tą, przebieraj się.
-No nie wiem...
-Oj nie marudź jest doskonale! - odwago dodała mi Riri.
-Okej. Na waszą odpowiedzialność - poszłam się przebrać.
Po zakupie sukni ustaliłyśmy, że przechowa mi ją Błaszczykowska. Poszłyśmy na obiad oraz gorącą herbatę i wróciłyśmy do domów.

*Kilka godzin później.

Siedziałam na kanapie. Roberta nie było i w sumie nie wiedziałam gdzie jest. Popijałam sok pomarańczowy, gdy pijany wtoczył się do domu.
-Gdzieś był? - zapytałam patrząc na leżącego w progu mężczyznę.
-U Auby. Przyszedł Kevin i Mats no i popłynęliśmy.
-To widzę. Wstań - podałam Mu dłoń. Ledwo co się podniósł i chwiejnym krokiem ruszył na górę. Słyszałam jak coś przewraca się w sypialni, ale nie miałam ochoty sprawdzić co to. Udałam się do jednej z sypialni na dole. Opary z alkoholu mogły mi zaszkodzić, a nie będę narażać dziecka przez nieodpowiedzialność Jego ojca. Położyłam się wygodnie i po chwili odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

*Następnego dnia*

Wstałam już o 8 i po porannej toalecie udałam się do kuchni gdzie napastnik 'dogorywał' po wczorajszym.
-Dzień dobry!
-Ciiiiszej -skarcił mnie łapiąc się za głowę.
-Okej. Trzymaj - podałam mu specyfik na kaca. Wodę z tabletką oraz dużą ilością cytryny. Pił krzywiąc się, ale oddał pustą szklankę. Następnie zakomunikował, że idzie do sklepu zrobić zakupy i kupić gazety. Zgodziłam się i zabrałam za przygotowanie śniadania z tego, co było jeszcze w lodówce. Wrócił pół godziny później wyraźnie zdenerwowany.
-Możesz mi to wytłumaczyć? - rzucił na stół gazetę.
-O co Ci chodzi?
-Klaudia i Marco będą mieli dziecko! Z ustaleń naszego reportera i doniesień pewnej osoby wynika, że dziecko nie jest Roberta tylko Marco.... -zacytował-  mam czytać dalej?
-To Twoje dziecko! - powiedziałam stanowczo.
-Nie jestem tego taki pewny jak pierwszego dnia.
-Nie? W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. - poszłam na górę. Do walizki zapakowałam to, co uznałam za stosowne. Portfel i telefon wrzuciłam do torebki - Żegnaj! - rzuciłam w Niego pierścionkiem.
-Poczekaj! Ja nie chciałem tego powiedzieć! - próbował mnie zatrzymać.
-Ale to zrobiłeś! Nie szukaj mnie. - wyszłam z domu i ruszyłam na lotnisko. Kupiłam bilet do Warszawy. W jedną stronę. Gdy wsiadłam do samolotu po moich policzkach popłynęły łzy. Jak On mógł tak pomyśleć? Cholernie się przejechałam! Byłam głupia..... Jedno jest pewne: Robert Lewandowski to skończony chuj!
Kilka godzin później wsiadłam do taksówki i pojechałam do Jego Mamy. Potrzebowałam z kimś porozmawiać. Wiedziałam, że mogę na Nią liczyć. Zapłakana zapłaciłam za kurs i poszłam w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem i usłyszałam krzątanie. Po chwili otworzyła. Bardzo się przestraszyła, że coś się stało dziecku. Wpuściła mnie do domu i kazała wszystko opowiedzieć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj taki. Podoba się?
Wprowadziłam trochę komplikacji i oni wcale szybko do siebie nie wrócą.. Zresztą sami zobaczycie. Może macie pomysły kto namieszał między nimi?

5 KOMENTARZY=NOWY POST!

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 36 :)

Naprawdę cieszę się, że widzę Ciebie znów, choć 
Było tyle ciężkich chwil, tyle niepotrzebnych słów
Tyle emocji złych, naprawdę mocnych słów i
Nieudanych prób, przegranych, ciężkich prób
Naprawdę cieszę się, że patrzę w Twoje oczy znów
Że rozmawiamy dziś, dziękuję, że dziś przyszłaś tu
Bez Ciebie wszystko było dla mnie tak nieważne
Naprawdę kocham Cię, naprawdę
Ten świat jest jakiś pojebany dziś, nie sądzisz ?
Ty jesteś tam, ja jestem tu, nie wiem co trzeba zrobić już i
Chciałbym dziś mieć już pod nogami pewny grunt i
Żyć z Tobą, być przy Tobie, mieć coś, wiedzieć już
Ten świat jest jakiś nienormalny dziś
To miejsce, ten kraj, ten kryzys
A w tym wszystkim ja i Ty, i 
Chciałbym już wiedzieć, że dobrze wiem jak mamy żyć
Lecz dobrze wiem, nie ma nic, jak ja i Ty....

*Pół roku później. (maj 2014)

Siódmy miesiąc. Serio mam czasami dość tej ciąży - praktycznie cały czas źle się czuję, ale przez ostatni tydzień jest lepiej. Wszyscy biegają wokół mnie co jest męczące chociaż bardzo miłe. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że urodzę dziewczynkę. Lewandowski jest szczęśliwy jak mało kto, cały czas afiszuje się z rodzicielstwem. Nawet kilka wywiadów udzieliłam.

Dzisiaj jest bardzo ważny dzień - mecz o mistrzostwo Niemiec. Gramy u siebie przeciwko Bayernowi Monachium. Od rana panuje napięta atmosfera. Przez treningi i przygotowania musieliśmy odsunąć nasz ślub na dalszy plan.
Od rana Robert przebywa na SIP. Zobaczymy się dopiero na meczu. Postanowiłam lekko się ogarnąć, bo ostatnio nie wychodziłam z domu. Poszłam do łazienki i zrobiłam relaksującą kąpiel, następnie wsmarowałam w siebie lawendowy balsam i uczesałam włosy w luźnego koka. Udałam się do garderoby gdzie znalazłam odpowiedni strój na mecz. Czarne dresytrampki oraz jedna z wielu koszulek. Żółto- czarne flagi na policzkach dopełniają delikatny makijaż. O 14 zeszłam na dół zjadałam obiad, założyłam bluzę i wyszłam z domu. Z niemałą trudnością wsiadłam do samochodu i ruszyłam na SIP. W radio były akurat fakty o 15. Miałam jeszcze 30 minut. O 15:15 weszłam na murawę i zobaczyłam trenujące Pszczółki. Chłopaki przywitali się ze mną i zeszli do szatni ostatni raz omówić taktykę. Trener posłał mi pokrzepiający uśmiech i ruszył za nimi. Powoli dało się wyczuć to napięcie i wielkie emocje związane z meczem. Spojrzałam na trybuny gdzie w sektorze dla WAG'S dostrzegłam Annę Stachurską. Zamurowało mnie na Jej widok. Lekko się uśmiechnęłam i pomachałam do dziewczyn - odpowiedziały mi tym samym. Zadowolona przestawiłam jeden z wielu aparatów - w końcu muszę jakoś zrobić te zdjęcia.
-Dasz sobie radę? - Lewy podszedł do mnie i położył dłonie na biodrach.
-Tak. Gdyby coś zgłoszę się do trenera. Co Ona tu robi? - wskazałam na jego byłą.
-Ona jest z Marco - poinformował mnie.
-Teraz mnie wkręcasz?
-Nie. Muszę lecieć. Kocham Was - pocałował mnie.
-A My Ciebie - pomachałam Mu.

Spotkanie było bardzo brutalne i obfitowało w faule. Czasami nie mogłam na to patrzeć. Już w 28 minucie Pszczółki złapały pierwszą okazję i po świetnym dośrodkowaniu Mario gola strzelił Robert. Trybuny oszalały, a mnie z radości poleciały łzy. Do końca pierwszej połowy nie padł już żaden gol, a ja zmęczona poprosiłam asystenta o dokończenie sesji. W przerwie poszłam po wodę i wróciłam siadając obok Langeraka. Zaczęłam z Nim rozmawiać - tak upłynął mi czas do rozpoczęcia drugiej połowy.
Marco 'kiwa się' z obrońcami Bayernu, posyła piłkę pod nogi Auby i ten celnie trafia w lewe okienko wprost nad rękami zdezorientowanego bramkarza rywali. 2:0!
Około 85 minuty zrobiło mi się słabo. Powiedziałam o tym trenerowi a ten odesłał mnie i Mitcha do szatni. Czułam na plecach wzrok Roberta. Kątem oka widziałam jak przerażone dziewczyny zbiegają z trybun. Kolejna fala mdłości - tym razem aż nogi mi się ugięły i gdyby nie Langerak pewnie bym upadła. Złapał mnie pod ramię i posadził na jednym z krzesełek, a następnie podał szklankę wody. Za chwilę przybiegły przyjaciółki.
-Kochana co jest? - Agata przykucnęła i złapała moją zimną dłoń - Jesteś cholernie blada!
-Nnnnie wiem.... - szczeknęłam zębami. - Jakoś dziwnie się czuję.- upiłam kolejny łyk ożywczego napoju.
-Skarbie! - napastnik wpadł do tunelu - Co z Tobą? - usiadł obok mnie i przytulił.
-Już lepiej - uśmiechnęłam się.
-Nabrałaś koloru - Ewa pogłaskała mój policzek.
-Dzięki za pomoc - spojrzałam na nich z wdzięcznością - Wygraliśmy? - zapytałam chcąc zmienić temat.
-Tak. 2:0 - powiadomił mnie narzeczony.
-Super. Piękna bramka - pocałowałam Go.
-Dla Was - pogładził mój brzuch.
-Dziękujemy.
Chwilę później wyszliśmy na murawę, gdzie drużyna świętowała z pucharem w rękach. Krzyczeli jeden przez drugiego, przytulali swoje partnerki i robili zbiorowe 'misie' z Kloppem i zarządem oraz 'selfie' z trofeum. Pogratulowałam Im sukcesu i już miałam wychodzić, ale coś przykuło moją uwagę. W samym rogu ławki rezerwowych Reus i Stachurska prowadzili zawziętą konwersację co chwila się całując. Na ten widok otworzyłam szeroko usta.
-Chodź, to już nie Nasza sprawa - Lewandowski pociągnął mnie za rękę w stronę ścianki, przy której miał udzielić wywiadu. Poszło sprawnie i 10 minut później zmierzaliśmy do szatni. Brunet ogarnął się w miarę szybko i poszliśmy do auta. W drzwi od strony pasażera wetknięta była wyrwana kartka z Dziennika Dortmundzkiego - ktoś ewidentnie zrobił to celowo żebym przeczytała. Wzięłam ją i z pomocą chłopaka wsiadłam do auta. On zajął swoje miejsce i odpalił silnik. Poprosił mnie o odczytanie treści na głos

 MARCO REUS WCIĄŻ ZADZIWIA!
Tuż po wczorajszym treningu Borussii jeden z naszych reporterów zauważył Marco Reusa (25 lat) i Annę Stachurską (26 lat) wychodzących razem z Signal Iduna Park. Wyglądali na zakochanych i nie szczędzili sobie czułości. Czyżby Robert i Marco zamienili się partnerkami?

-Debile - skomentował.
-Też tak uważam, ale niech piszą co chcą i się domyślają - zgniotłam papier.
-Poczekaj pomogę Ci - zauważył, że chcę wysiąść, ale wyglądając jak ciężarówka jest to niemożliwe. Jestem bardzo ciekawa jak będę wyglądać w 9 miesiącu skoro teraz ledwo się ruszam.
-Dzięki - podałam mu dłoń.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem :* Co sądzicie o tym? (Przyjmuję także krytykę)

5 KOMENTARZY=NOWY POST!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 35 :)

*Następnego dnia.


Obudziłam się o 9 i od razu poszłam do łazienki. Po szybkim prysznicu wsmarowałam w ciało kokosowy balsam i ubrałam się


Zeszłam na dół i przygotowałam jakieś kanapki oraz po szklance odpowiedniego napoju dla chłopaków. Pół godziny później do domu przyszły dziewczyny. Przywitałyśmy się i poszłyśmy obudzić chłopaków. Niechętnie się podnosili, ale niesamowicie garnęli się do wypicia specyfiku. Kiedy się trochę ogarnęli (dobrze, że mamy 3 łazienki) usiedli przy stole i zjedli śniadanie złożone z naleśników z dżemem oraz bitą śmietaną.
-Dziękujemy dobra kobieto - powiedzieli - Niech Ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi - dodał Roman. Zaśmiałyśmy się z WAG'S (no tak wreszcie wiemy coś o czym Oni nie mają pojęcia).
-Proszę bardzo. Sebastian, Nuri, Mats chodźcie ze mną - kiwnęłam ręką na wymienionych - Kochanie Ty też - złapałam Roberta i poszliśmy do sypialni po aparat. -Oglądajcie - pokazałam Im zdjęcia.
-Ty serio trzymałeś tam rękę? - Kehl miał minę jakby ktoś mu na palec nadepnął.
-Ja nic nie pamiętam - Lewandowski spojrzał błagalnie na mnie.
-Stary będę miał uraz do końca życia! - wydarł się kapitan Borussii - Nie jestem gejem!
-Ja też nie! - nie mogłyśmy z dziewczynami wytrzymać ze śmiechu patrząc na zdezorientowanych chłopaków.
-Już dobra - załagodziła Sila - Nic się nie stało. Dobrze, że tylko tak się skończyła Wasza popijawa - pokręciła głową.


*Kilka godzin później.

-Wychodzę! - zakomunikowałam stając przed moim narzeczonym, który zalegał na kanapie z bólem głowy.
-Gdzie idziesz taka wystrojona? - podniósł lekko głowę zerkając na mój strój


-Muszę coś sprawdzić. Nie martw się - pocałowałam Go i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Kilkanaście minut później byłam u celu podróży. Udałam się do Kliniki Ginekologiczno-Położniczej oddalonej kilka przecznic od Naszego mieszkania. Weszłam do przestronnego korytarza i zarejestrowałam się, a następnie usiadłam na jednym z krzesełek. Po półgodzinie Pani Doktor wezwała mnie do gabinetu. Po przeprowadzeniu krótkiego wywiadu wedle polecenia położyłam się na leżance. Poczułam na brzuchu zimny żel. Przymykając powieki czekałam na jakąś informację.
-Jest Pani w trzecim tygodniu ciąży - oznajmiła patrząc w ekranik aparatu od USG- Proszę się wytrzeć - podała mi ręcznik.
-Wszystko w porządku?
-Jak narazie tak. Za miesiąc proszę przyjść na kontrolne badanie - uśmiechnęła się.
-Dziękuję - wyszłam z gabinetu. Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa z ciąży, ale bałam się reakcji Roberta.  Odgoniłam wszystkie myśli i wsiadłam do samochodu. Z parkingu odjechałam z piskiem opon by jak najszybciej znaleźć się w domu i powiadomić o wszystkim mężczyznę.
Już w korytarzu było słychać jak chrapie. Nie chcąc Go budzić zdjęłam buty i poszłam na górę się przebrać. Następnie weszłam do kuchni i wzięłam jabłko oraz szklankę wody. Zasiadłam w fotelu naprzeciw kanapy i otworzyłam gazetę leżącą na blacie szklanego stolika. Byłam już pod koniec artykułu o Bayernie Monachium kiedy napastnik otworzył oczy i leniwie się przeciągnął. Następnie usiadł i zapytał
-Masz mi coś do powiedzenia?
-Tak i to bardzo ważnego. Od tej wiadomości nasze życie diametralnie się zmieni - ostrzegłam.
-Mów.
-Więc jestem w ciąży - odłożyłam gazetę i spojrzałam w jego przerażone oczy.
-Powtórz.
-Jestem w ciąży.
-Łoooo będę ojcem! O matko jak się cieszę! Chodź tu skarbie - pocałował mnie i przytulił - Który tydzień? - dotknął mój brzuch.
-Trzeci.
-Super! Jesteś boska! Kocham Cię! - kolejny raz mnie pocałował.
-Ja też Cię kocham - wtuliłam się  w Niego.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kurde straciłam wenę. Podoba Wam się to coś u góry?

Dziękuję za każdy komentarz. Jest dla mnie dużą motywacją :*

5 KOMENTARZY = NOWY POST !

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 34 :)

*Tydzień później.
*Klaudia.

-Szkoda, że musicie już wracać - staliśmy na środku lotniska naprzeciwko rodzicielki Lewandowskiego.
-Mamo Klopp się już denerwuje, bo ileż można na zwolnieniu być - wytłumaczyłam - Ale niedługo tu wrócimy, bo wesele chcę mieć w Polsce - zapewniłam Ją.
-Właśnie mamuś słuchaj mojego skarba - Robert dołożył swój argument. Potem się pożegnaliśmy i wsiedliśmy do samolotu, a 3 godziny później zmierzaliśmy do domu. Zostawiliśmy walizki, odświeżyliśmy się i ruszyliśmy na SIP. Treningu nie było, ale nie byłabym sobą gdybym nie przeprosiła trenera za naszą nieobecność. Po pokonaniu gigantycznych korków wjechaliśmy na podziemny parking skąd udaliśmy się wprost do gabinetu trenera. Okazało się, że nie był wcale zły. Od razu wręczyliśmy mu zaproszenie na ślub i wesele - bardzo się ucieszył.
-Kochani wiedziałem, że tak będzie - przytulił mnie i lekko musnął ustami policzek - No Lewy, ale sobie pannę wybrałeś piękna inteligentna i fotograf w jednym - podszedł do napastnika i klepnął Go w tyłek a potem przytulił.
-Aj tam trenerze nie ma o czym mówić. Zawsze o tym marzyłem  - Robert uśmiechnął się i chwycił moją dłoń. Porozmawialiśmy chwilę i udaliśmy się do domu.

Oczywiście Lewandowski nie powiedział mi, że zaprosił na imprezę na godzinę 19:30 większość drużyny. Była już 15, a ja musiałam posprzątać i przygotować jakieś przekąski. Mężczyzna pojechał do sklepu i wrócił z czterema siatkami. W dwóch były potrzebne produkty a w dwóch alkohol.
-To jeszcze nie wszystko - spojrzał na mnie i chwilę później wtaszczył do domu skrzynkę piwa i wódki.
-Pojebało? Przecież Wy się po tym nie zbierzecie - pokręciłam głową z politowaniem i zabrałam się za przyrządzanie jedzenia. Zrobiłam kilka sałatek, kanapki i postawiłam na stoliku ogromną ilość słodyczy. Na trunki Robert 'odrestaurował' dawno nieużywany barek. Kiedy już wszystko było gotowe wzięłam długą kąpiel, pofalowałam włosy, umalowałam się i ubrałam


Lewandowski założył dżinsy i zwykłą koszulkę.
Około 19.25 do naszych drzwi zapukali pierwsi goście. Do 20 przybyli już wszyscy zaproszeni. Ewa i Łukasz, Agata i Kuba, Lisa i Roman, Nuri i Tugba, Mats i Cathy, Ilkay i Sila, Jenny i Marcel, Mitch i Riri, Tina i Sebastian ; tylko Neven odwołał swoje przybycie.
Z każdą minutą impreza się rozkręcała, chłopaki pili jeden za drugim, a my dziewczynami plotkowałyśmy w kuchni.
-Jutro będzie masakra - stwierdziłam- Będą jęki i te teksty, że 'po co on tyle pił' - zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
-Żebyś wiedziała - zaśmiały się dziewczyny - Ale oni tak zawsze - dodała Riri.
-Kochanie są jeszcze jakieś kanapeczki może - już widocznie podchmielony Lewy wparował znienacka do kuchni.
-Są - podałam mu talerz - Tylko podziel się z kolegami


-Dziękuję - wyszedł.
-Z Nim jak z dzieckiem ostatnio - skomentowałam i wzięłam do ręki lampkę wina. Przystawiłam ją do ust, ale zaraz mnie cofnęło i zakrywając usta pobiegłam do łazienki.
-Co jest? - słyszałam za plecami przerażone głosy WAG'S.
-Przepraszam - weszłam do pomieszczenia i usiadłam na miejscu.
-Jesteś w ciąży? - zapytała prosto z mostu Cathy.
-Nie, znaczy chyba nie - spojrzałam na Nią jak na wariatkę.
-Masz w domu test ciążowy?
-Mam na górze.
-To chodź zrobimy - Agata chwyciła mnie za rękę i razem udałyśmy się do sypialni. Za nami podążała reszta dziewczyn. Grający w Fifę chłopcy nawet nas nie zauważyli. Na miejscu poszukałam opakowania i razem z Błaszczykowską weszłam do łazienki. To były najgorsze minuty w moim życiu. Kiedy miałam sprawdzić wynik serce waliło mi jak oszalałe. Drżącymi rękami uniosłam kawałek plastiku do góry i spojrzałam na napis


-Jesteś w ciąży! - żona Kuby uściskała mnie i poszła powiadomić inne dziewczyny, a ja nadal siedziałam na podłodze. Po moich policzkach płynęły łzy. Odebrałam gratulacje od przyjaciółek, test wrzuciłam do torebki, ogarnęłam się i wróciłyśmy do kuchni. Razem postanowiłyśmy, że jeszcze nic nie powiemy Robertowi ani nikomu innemu. Sama to zrobię w odpowiednim momencie.
Gadałyśmy jeszcze pół godziny i postanowiłyśmy zobaczyć jak tam nasi partnerzy. Otworzyłam drzwi od kuchni i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wszyscy spali - jedni na podłodze, inni na parapecie, a mój Robercik był w gronie tych na kanapie. Spał z głową na klatce Hummelsa, ręką na kroczu Kehla i nogami na brzuchu Sahina. Bez zastanowienia wzięłam aparat i zrobiłam zdjęcia. Następnie pożegnałam się z dziewczynami, które jutro miały przyjść i pomóc mi posprzątać oraz zabrać swoich ukochanych. Udałam się na górę i wzięłam szybki prysznic. Leżąc w łóżku delikatnie objęłam brzuch dłońmi i szepnęłam
-Niedługo poznasz tatusia. Tylko się nie przestrasz. - uśmiechnęłam się pod nosem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Podoba się? :)

5 komentarzy = nowy post!


sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 33 :)

*Następnego dnia.
*Klaudia.

-Robert! Polecony do Ciebie! - krzyknęła Iwona.
-Już idę! - posłał mi uśmiech i zniknął na schodach. Usiadłam na łóżku i włączyłam telewizor. Kiedy znalazłam odpowiedni film do pokoju wparował zadowolony napastnik.
-Co stało?
-Przyszedł wreszcie ten list! Miesiąc na niego czekałem! - wziął mnie w ramiona i zaczął obracać wokół własnej osi.
-Jaki list? O co Ci chodzi?
-List uznający mój ślub za nieważny. Z sądu biskupiego. - odstawił mnie i pocałował.
-Aha no to świetna wiadomość - zabrałam mu kopertę i otworzyłam. -Trzeba było najpierw przeczytać a potem się cieszyć - mruknęłam po zapoznaniu się z treścią.
-A co ślub nadal jest ważny? - z wrażenia usiadł na krześle.
-Nie, ale gdyby był a Ty byś się cieszył to co wtedy?
-I tak bym wziął ten ślub i tak. Nic by mi nie przeszkodziło.
-Ty byś wziął czy My byśmy wzięli?
-My - kolejny raz się uśmiechnął - Chodź na dół, bo obiad jest.
Po skończonym posiłku  pomagałam Mamie Roberta w kuchni.
-Co tam w ogóle u Pani? - wzięłam kolejny talerz i położyłam go na suszarce
-Żadna Pani mów mi Mamo - posłała mi ciepły uśmiech.
-Nie wiem czy mogę.... - zawahałam się.
-Zrobisz mi tym przyjemność - przytuliła mnie - Super jest mieć taką synową. O lepszej nie mogłam marzyć.- cały czas była w znakomitym humorze. Później opowiedziała mi jak to było przez niecały rok małżeństwa Ani i Roberta. Narzekała na karateczkę, że gdy tylko przyjechała w lodówce był pełno jakiś dziwnych 'niby' zdrowych produktów typu mleko sojowe, chleb razowy czy wreszcie owoce i warzywa o wymyślnych nazwach. Trochę nieswojo się czułam, ale nie dałam po sobie tego poznać - Wiesz dziś Milena z narzeczonym wpada! - powiedziała na koniec.
-Super! Stęskniłam się za Nią. - w tym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć.
-Cześć Mamuś. Robert i Anka są? - zapytała patrząc na korki piłkarza stojące w rogu.
-Cześć kochanie. Robert i Klaudia - poinformowała zaskoczoną córkę.
-Niemożliwe! Oni znów razem? Wołaj Ich! - uradowała się.
-Tu jesteśmy! - krzyknęłam z salonu.
-Kochana moja! - Milena wpadła do salonu i wyściskała Nas oboje - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że y znów razem! A kiedy ślub? - szczebiotała jak najęta.
-Jeszcze nie wiemy - odpowiedzieliśmy chórem.
-O proszę jak zawsze zgodni. Klaudia poznaj mojego narzeczonego - wskazała na faceta stojącego tuż za Nią.
-Mateusz* - podał mi dłoń.
-Klaudia. Miło mi - odwzajemniłam gest.
-No Robercik piękną masz dziewczynę - zwrócił się do klubowej 9.
-Mam najpiękniejszą NARZECZONĄ pod słońcem - powiedział podkreślając słowo narzeczona.
-Zaręczyliście się już?
-Tak.
-No to gratulacje. Wasza dwójka nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
-Dobrze Kochani chodźcie na kolację - Iwona wgoniła Nas do kuchni.
Przy stole siedzieliśmy około pół godziny. W tym czasie zdążyłam się nieźle zdenerwować na narzeczonego Mileny. Cały czas się dziwnie patrzył, a oczy to miał jak 5 złotych dosłownie. Nic dziwnego, że Robert w pewnym momencie posłał mu wściekłe spojrzenie i położył rękę na moim udzie. Zerknęłam wtedy na Niego pełnym miłości spojrzeniem i już wiedziałam, że nie jest zły na mnie. Skutecznie podziałało to na Mateusza, bo przestał się gapić i zaczął rozmawiać z przyszłą żoną i teściową.

-Wiesz co nieźle mnie wnerwia ten facet. Mam ochotę mu przylać - powiedział kiedy byliśmy już w sypialni.
-Mnie też, ale za to doskonale wskazałeś jego słaby punkt kładąc rękę na moim udzie - stwierdziłam zakładając piżamę.


-Milena też to zauważyła i pewnie dlatego tak szybko pojechali - poprawił poduszki i położyliśmy się na łóżku.
-Co powiesz na jakiś film? - zmieniłam temat.
-Myślę, że to dobry pomysł. Wkręceni? - wstał podszedł do półki z płytami
-Jak najbardziej. Zejść po coś do jedzenia?
-No idź idź a ja włączę laptop.
Zeszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Wzięłam z niej czekoladę i schłodzoną wodę. Z szafki wyjęłam dwie szklanki, chipsy i żelki. Położyłam wszystko na drewnianej tacy i wróciłam na górę. Robert już czekał, komputer był odpowiednio ustawiony. Usiadłam obok narzeczonego i położyłam między Nami wyżej wymieniony prowiant. Do późnej nocy oglądaliśmy filmy, a dzięki zabawie jedzeniem nasze łóżko zamieniło się w pole bitewne. Było miło i na chwilę zapomnieliśmy o wszystkich troskach. Bardzo nam to pomogło,a  takie wieczory musimy organizować częściej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Imię zmyślone, bo nie wiem jak ma na imię mąż Mileny Lewandowskiej. :)

5 KOMENTARZY= NOWY POST! :)

Pozdrawiam :*


czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 32 :)

*2 dni później.
*Klaudia.

-Wszystko mamy? - zapytałam stojąc przed taksówką.
-Tak. Wsiadaj - otworzył mi drzwi, pomógł wsiąść, a sam zajął miejsce po drugiej stronie.
-Dokąd kurs? - zapytał taksówkarz zerkając na Nas.
-Na lotnisko - odpowiedział mój narzeczony.
-Robert Lewandowski.... To naprawdę Ty? - mężczyzna zrobił wielkie oczy i otworzył szeroko usta.
-Tak to ja - zaśmiał się brunet.- A teraz jedźmy bo spóźnimy się na lot do Polski. Jak masz na imię?
-Marcin.
-O widzę, że również Polak - posłałam chłopakowi przyjacielski uśmiech.
-Pochodzę z Krakowa - odpowiedział skręcając w prawo.
-Proszę to dla Ciebie - Lewy podał mu kartkę ze zdjęciem i autografem oraz klubową koszulkę. 
-Dziękuję bardzo - wziął wymienione rzeczy - Jesteśmy na miejscu. Udanego wyjazdu życzę - uścisnął nasze dłonie i odjechał.
-A teraz biegiem. bo nie zdążymy. Zostało 10 minut. - wziął walizki i ruszyliśmy pędem w stronę terminalu skąd odlatywały samoloty do Polski. Zdążyliśmy na styk. Zziajani zajęliśmy miejsca w przedostatnim rzędzie.
-Jak wrócimy do Niemiec to oprócz pracy znajdę czas na bieganie.
-Będziemy razem biegać - pocałował mnie w policzek.
-Okej. Posłucham muzyki - włożyłam do uszu nowe słuchawki i włączyłam ulubioną playlistę. Robert w tym czasie pisał coś na swoim Instagramie.


3 godziny później po lekkich problemach wylądowaliśmy na warszawskim  Okęciu. Kolejny raz wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy pod dom Jego Mamy. No nie powiem, że nie byłam zdenerwowana, bo byłam i to tak, że aż trzęsły mi się ręce. Mój strach osiągnął apogeum przed bramą rodzinnej posiadłości Lewandowskich.
-Dzień dobry Kochani. Jak podróż? - na powitanie wyszła Nam rodzicielka Lewusa.
-Cześć Mamo. Bardzo dobrze. Przywiozłem Ci niespodziankę! No Klaudia chodź! - popchnął mnie do przodu, bo w przeciwnym razie nigdy bym zza Niego nie wyszła.
-Klaudunia! O Matko Boska, ale pięknie wyglądasz! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to jednak Ty z Nim jesteś, bo ta Anna... - zaczęła, a ja westchnęłam. Całe napięcie od razu ze mnie uleciało i pozwoliłam poprowadzić się do mieszkania. Mój narzeczony podążał z tyłu delikatnie się uśmiechając.

-Niewiele się tu zmieniło od mojego ostatniego pobytu - rozłożyłam się na łóżku w naszej tymczasowej sypialni


-o masakra moje plecy - jęknęłam.
-Był tylko jeden remont w kuchni i salonie. Może masaż?
-O niczym innym nie marzę - odwróciłam się na brzuch, a on zajął wygodne miejsce i zaczął masować moje plecy.
-Mmmmm.... Jaka ulga....
-Podoba Ci się?
-Bardzo - zadrżałam , gdy pocałował moją szyję. Przekręciłam się i złożyłam namiętny pocałunek na Jego ustach.
-Dzieci mogę? - w tym momencie miałam ochotę uszkodzić Iwonę. Zawsze wie w jakiej chwili powinna wejść do pokoju lub zapukać. Chłopak zszedł ze mnie i poprawił ubranie mówiąc
-Jasne.
-Słuchajcie macie ochotę pojechać do supermarketu po zakupy?
-Dobrze. Za 15 minut będziemy na dole. - zadecydowałam za naszą dwójkę.

-Samochód tam gdzie zawsze? - zapytałam.
-Mhm. Nie ma to jak stare dobre audi.
-W dodatku zielone - zaśmiałam się zajmując miejsce  pasażera -Jedziemy do tego sklepu co zawsze?


-Tak nie ma co dalej jechać, bo musimy na kolację zdążyć.
-Ten tylko o żarciu.... Od rana do nocy - westchnęłam - Powiedz gdzie Ci się to wszystko mieści?
-Może mam lokatora w brzuchu?
-Nie zdziwiłabym się - chwila cisza i gromki śmiech. Z Nim nie można się nudzić, zawsze coś odwali.
W sklepie wręcz napadła na nas zgraja 'hotek', bo fanki to to nie były. Krzyczały jak debilki i piszczały. Piłkarz rozdał szybko kilka autografów i zrobił z nimi zdjęcia. Jedna z nich popatrzyła na mnie i powiedziała
-To Ty jesteś tą szmatą rozwalającą cudze związki.
Już otwierałam usta żeby jej odpowiedzieć,ale wyręczył mnie napastnik
-Małżeństwo? Nie bądź śmieszna. To jest Klaudia, a nie szmata i przynajmniej jest ładniejsza, a nie tak jak Ty. Twój facet pewnie chodzi w worku na głowie, oczywiście o ile go masz idiotko - po tych słowach odszedł zostawiając osłupiałą dziewczynę na środku przejścia.
Szybko dokończyliśmy zakupy i wróciliśmy do domu. Zamknęłam się w łazience, a potem położyłam na łóżku. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.

*Robert.

Po powrocie z supermarketu rozpakowałem wszystkie siatki i poszedłem poszukać Klaudii. Okazało się, że śpi.


Przykryłem Ją kocem i wróciłem na dół, bo Mama chciała ze mną porozmawiać o dziewczynie i innych sprawach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Było ponad 5 komentarzy, więc macie nowy wpis. :)

5 komentarzy - nowy rozdział ! :))

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 31 :)

*Klaudia.

-Aaaaaaaaaaaaa! To niemożliwe! On musi żyć! - tak krzyczałam że aż się obudziłam. Robert siedział na skraju łóżka dziwnie blady - Co jest? - zapytałam.
-A Tobie?
-Śniło mi się że Mario nie żyje i że Maro przyszedł się pogodzić.
-W takim razie mieliśmy ten sam sen - stwierdził.
-Może to jednak nie sen? - zapytałam sięgając po szajsunga. Wybrałam numer Mario.
-Halo? odebrał po kilku sygnałach.
-Götze? Wszystko okej?
-Tak - odpowiedział z nieukrywanym zdziwieniem.- A bo co?
-Nic. Pa - rozłączyłam się.
-I? - Robert wstał z łóżka  i odsunął rolety wpuszczając do pokoju blade światło poranka.
-Żyje - odetchnęłam z ulgą. Weszłam do łazienki, umyłam się, umalowałam i związałam włosy. Owinięta w puszysty ręcznik wróciłam do sypialni. Znalazłam odpowiedni zestaw



i zeszłam do kuchni. Przygotowałam sałatkę grecką


i kawę dla Lewandowskiego. Sobie zrobiłam malinową rozgrzewającą herbatę, bo troszeczkę się przeziębiłam.
-Jedziemy na SIP? - spojrzałam na bruneta popijającego czarny napój.
-Za pół godziny - odpowiedział dla odmiany z ustami pełnymi pomidorów.
-Okej - wstałam i sprzątnęłam po sobie,a  następnie usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Nie był nic szczególnego, więc bez zastanowienia zostawiłam na powtórce wyścigu Formuły 1. Tak się w to wciągnęłam, że gdyby nie Lewy zostałabym przed odbiornikiem.
-Jedziemy - mruknął mi do ucha. Podniosłam się, wyłączyłam program i ruszyliśmy do wyjścia. Mężczyzna otworzył mi drzwi swojego nowego sportowego auta


i zajął miejsce od strony kierowcy. 20 minut później zaparkowaliśmy na stanowisku numer 9. Napastnik pocałował mnie i udał się do szatni. Ja poszłam na murawę w celu wybadania sytuacji dotyczącej zdjęć.
-Witam trenera! - przywitałam się z Czarodziejem z Dortmundu - Mam dziś robić fotki?
-Cześć! - uściskał mnie - Niekoniecznie. Tyle tego mamy, że możesz odpocząć.
-Dziękuję - usiadłam na ławce i zaczęłam przyglądać się trenującym (to za dużo powiedziane) Pszczółkom.

*Kilkanaście godzin później.

Przebudziłam się około 2 w nocy, bo zachciało mi się pić. Mój narzeczony przebywał w salonie z laptopem na kolanach.
-Mogę wiedzieć co robisz tu o tej porze sprawdzając coś w internecie?
-Rezerwuję bilety na lot do Polski - odwrócił się do mnie.
-Mogę się przyłączyć?
-Jasne siadaj - wskazał ręką miejsce obok.
-To kiedy lecimy? - zapytałam patrząc w ekran komputera.
-22- powiedział.
-A dziś jest 20, więc zostały 2 dni i Ty mówisz o tym tak spokojnie?
-A to mam krzyczeć?
-Nie o to chodzi.. Liczyłam na to, że za tydzień albo dwa dopiero...
-Boisz się?
-Nie - opuściłam głowę.
-Nie kłam - ujął mój podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy. Zapewne ujrzał w nich strach, może nawet coś więcej.
-Jestem przerażona perspektywą konfrontacji z panią Iwoną - mój głos lekko zadrżał.
-Kochanie spokojnie. To nic strasznego. Pamiętasz jak Cię lubiła? Wiesz, że nadal o Ciebie wypytuje jak do Niej dzwonię- powiedział.
-Serio?
-Tak i już nie wymyślaj - przytulił mnie. - Jedziemy za 2 dni!
-Okej. Wracamy do łóżka! - zakomunikowałam.
-Bardzo interesująca propozycja i chyba wcielę swoje niecne zamiary w życie...-mruknął zamykając laptop.
-Wiedziałam, że chcesz iść spać - wstałam i ruszyłam w stronę schodów.
-Ej! - jęknął - A już myślałem, że wiesz... - powiedział kiedy przykrywałam się kołdrą.
-To źle myślałeś. Dobranoc - pocałowałam Go w usta i odwróciłam się plecami.
-Dobranoc - przytulił mnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Buuuu! Jak Wam się podoba taki obrót spraw? :)
Uaktywnijcie się, bo nie wiem co o tym sądzicie.

Borussia-Śląsk Wrocław 3:0 Gratuluję Pszczółkom! ♥ A co do kibiców zostawię to bez komentarza.

5 komentarzy=nowy rozdział!


Taki szantaż xD
Pozdrawiam :*



niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 30 :)

Życie to taki dziwny teatr, gdzie tragedia miesza się z farsą,
scenariusz piszą sami aktorzy
i nigdy nie wiadomo kiedy otworzy się zapadnia.



*Tydzień później.
*Robert*

To właśnie dziś jest dzień pogrzebu Mario. Na uroczystość zjechała się cała rodzina, przyjaciele, znajomi, członkowie zarządu Bayernu i Borussii. Wszyscy tak samo smutni, nieobecni duchem... Ja również mimo tych kilku dni od Jego śmierci  nie mogę się z tym pogodzić.
-Jesteś gotowy? - Klaudia weszła do sypialni ubrana na czarno. Lekkim makijażem starała się ukryć cienie pod oczami i ślady po łzach jednak efekt był niewielki.
-Tak - uśmiechnąłem się blado i wstałem z łóżka.
-To chodźmy. Już czas - chwyciła moją dłoń, wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Bez słowa sprzeciwu zająłem miejsce pasażera.
Pod kościołem byliśmy 20 minut później. Przywitaliśmy się z resztą i udaliśmy do kościoła zajmując miejsce w jednej z ostatnich ławek. Przed ołtarzem na katafalku stała czarno-srebrna trumna, naokoło leżały wieńce i czerwone róże. Na ten widok łzy same napłynęły mi do oczu. Odwróciłem się i spostrzegłem, że zaraz za naszą ławką stoi Marco. Czarny garnitur doskonale podkreślał Jego blade policzki, po których płynęły słone krople.
Po chwili rozpoczęła się uroczystość. Na koniec miałem wygłosić krótką mowę. Po odczytaniu nazwisk wszystkich zebranych powiedziałem zwracając się w szczególności do Zmarłego
-Twoja nagła i nieoczekiwana śmierć zostawiła wielką pustkę w tych, którzy Cię kochali. W Naszych sercach zawsze będzie Twoje żywe wspomnienie - zawiesiłem głos patrząc na Reusa - Odszedłeś cicho i bez pożegnania. Jak ten, który nie chce swym odejściem smucić. Jak ten, który wierzy w chwili rozstania, że ma niebawem z dobrą wieścią wrócić... - zakończyłem i usiadłem obok mojej narzeczonej.
Z kościoła udaliśmy się na cmentarz, a później do domu. Dziewczyna w korytarzu zdjęła płaszczyk i położyła się na kanapie.
-Źle się czujesz? - zapytałem siadając obok.
-Bardzo. Nie mogę się pogodzić z tym, że już Go więcej nie zobaczę.
-Ja też. Był moim najlepszym przyjacielem...
-Jak my sobie poradzimy?
-Będzie ciężko, ale czas leczy rany. Wiesz pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się do Polski do mojej mamy - zmieniłem temat.
-Okej - podniosła się lekko i oparła na łokciu - Kiedy?
-Może w przyszłym tygodniu?
-No dobrze - położyła się i przymknęła oczy.
Przykryłem ją kocem i postanowiłem się przebrać, a następnie zrobić coś do jedzenia. W pewnej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
-Co Ty tu robisz?
-Cześć, przyszedłem pogadać. Mogę? - przywitał się.
-Jasne, wchodź - przepuściłem Go w drzwiach i zaprosiłem do salonu. Usiadł w fotelu i spojrzał na śpiącą dziewczynę. Miała pierścionek na palcu. Zauważyłem, że to temu elementowi poświęcił najwięcej uwagi.
-Czy Wy...?
-Tak, planujemy ślub - odpowiedziałem, bo znałem treść pytania.
-Ja przyszedłem Was przeprosić.
-Możemy spróbować naprawić nasze relacje, w końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi blondasku - uśmiechnąłem się obejmując przyjaciela - może się czegoś napijesz? zaproponowałem.
-Może być woda.
Przyniosłem mu pożądany napój i zaczęliśmy rozmawiać. W pewnej chwili Klaudia obudziła się
-Marco... A co Ty tu robisz? - przeciągnęła się i poprawiła włosy.
-Przyszedłem przeprosić. Z Robertem już załatwiłem, teraz czas na Ciebie.
Spojrzałem na Jej twarz. Przybrała kamienny wyraz jednak wiedziałem, że jest bardzo zdziwiona i wściekła.
-Ja mam przebaczyć Ci Twoją zdradę?! Na głowę upadłeś?! - wybuchnęła.
-Ja myślałem, że upłynęło dużo czasu i mi wybaczysz..
-Człowieku weź się ogarnij!
-Przecież ja Ci nic nie zrobiłem! - zaczął się bronić i to był błąd. Spotęgował tylko złość dziewczyny.
-Nie wcale! Ja się obściskiwałam z plastikiem na zapleczu?! Ja?! Odpowiadaj jak pytam!
-Dobrze, ja to zrobiłem, ale teraz żałuję i chcę żebyś mi wybaczyła.
-To, co Ty chcesz jest aktualnie mało ważne.
-Kochanie możemy chwilę porozmawiać na osobności? - przerwałem ich wymianę zdań. Posłusznie wstała i udaliśmy się na górę. Zamknąłem drzwi i usiedliśmy na łóżku.- Słuchaj nie zachowuj się tak. On przyszedł skruszony, zrozumiał swoje postępowanie i uważam, że powinnaś mu wybaczyć albo spróbować poprawić Wasze relacje.
-Ja tak nie mogę, za bardzo mnie zranił.
-Chociaż spróbuj.... Proszę, zrób to dla mnie - złapałem Ją za ręce.
-Dobrze - uległa mojemu spojrzeniu i się zgodziła.

-Wybaczam Ci - powiedziała, gdy tylko znaleźliśmy się na dole.
-Serio?
-Tak. Masz kredyt zaufania. Postarajmy się odbudować przyjacielskie relacje - podała Mu dłoń.
-No okej. Dziękuję - uśmiechnął się - Ja już się będę zbierał. Cześć Wam.
-Cześć - odpowiedzieliśmy równo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za to wszystko u góry, za śmierć Mario... ale tak chciałam od początku. Gdy pisałam rozdział płakałam a uwierzcie mi, że rzadko okazuję swoje emocje.....
Macie mały spam z Marianem :)